Uwielbiam patrzeć jak moja córka dorasta. Jak się zmienia. Jak zaczyna sama decydować o sobie. Jak zaczyna wyrażać swoje zdanie. Uwielbiam kiedy opowiada nam wszystko na swój sposób. Mówi coraz więcej. Chętnie powtarza. Nie pozwala nam się ze sobą nudzić. Oczywiście nie zawsze jest kolorowo. Młoda polubiła wymuszać wszystko płaczem. Radzimy sobie z tym różnie, w zależności od sytuacji i od tego, co chce tym płaczem (bez łez) wymusić. Ogólnie w dzień mogę powiedzieć, że opisywany przez wszystkich bunt dwulatka nas nie dotyczy. A w nocy..... A w nocy to zupełnie inna historia. W nocy coś się zmieniło i to na gorsze. Hania zaczęła się budzić z płaczem. Wchodzi w tedy na mnie. Ciągnie za szyje. Ściąga kołdrę. Krzyczy: opa tam i wskazuje palcem na salon. Chce żeby ją nosić w salonie. Wtedy śpi smacznie na moich rękach. Odnoszona do łóżka płacze od nowa. Pewnej nocy postanowiłam mimo wszystko nie wstawać i nie nosić. Po 20 min krzyku, wrzasku, zanoszenia i bicia nas usnęła na moich rękach w łóżku. Kolejnej nocy to samo. Kiedy jej tłumaczyłam, że mamie zimno w nóżki jak chodzi w salonie to wstała, zapaliła światło i wyciągnęła mi z komody skarpetki. Nie pomogło przestawienie łóżka. Nie pomaga nie noszenie, ani noszenie na zawołanie. Nie mam koncepcji na taką sytuację. Troszkę jakby się poddałam i noszę ją każdej nocy. Czasami raz, czasami dwa, a czasami siedem razy. Ona tak mocno mnie wtedy obejmuję, że myślę sobie że widocznie tej bliskości jej wtedy brakuje. Może czegoś się boi, może coś jej się śni. Nie wiem. A może to nocny bunt dwulatka. Myślę, że to chwilowy, przejściowy kryzys nocny.
A teraz nasz mały bilans dwulatka:
- wzrost - 86 cm,
- waga - 10,5 kg,
- uzębienie - 17 i pół ;-)
- biega, tańczy, skacze, ćwiczy (skalpel z mamą:-)), wchodzi i schodzi po schodach za rękę, potrafi rozebrać się sama, pije ze szklanki, je samodzielnie, kupkę woła od dwóch miesięcy i robi tylko do toalety, sisi woła czasami, mówi coraz więcej i więcej ;-)
W ogóle coraz cudniej jest z takim dorastającym, komunikującym się dzieckiem.